Za nami połowa pierwszego etapu, myślę, że to dobry czas na pewną refleksję i pogłębienie tematu tego tygodnia. Aby lepiej zrozumieć dlaczego tak ważne jest „otwarcie” naszego serca, proponuję kolejne porównanie: Spróbujmy wyobrazić sobie życie jako piętrowy dom. Człowiek, który go zamieszkiwał, był przekonany, że do jego dyspozycji jest tylko parter – może ktoś mu to wmówił… Nawet nie spodziewał się, że w jego domu są schody i kolejne piętra. Nauczył się żyć na parterze, z czasem było mu trochę ciasno, trochę narzekał, ale tak się już przyzwyczaił. Z okien na parterze widział tylko szare posesje swoich sąsiadów – więc stwierdził, że świat nie jest piękny, ani ciekawy. Nauczył się „znosić” to mieszkanie i to życie. Jednak cały dramat polegał na tym, że człowiek ten nigdy nawet nie pomyślał, że w domu tym są schody…
Napisałem tą historię, bo często żyjemy w podobny sposób, nauczyliśmy się pragnąć „małych rzeczy”, przyzwyczailiśmy się do tego co jest i jakoś „znosimy” to życie. Tymczasem prawda jest taka, że nasze życie może być o wiele bogatsze, o wiele piękniejsze. Ale pierwsza rzecz, którą musimy zrobić to dać się „przekonać”, że w tym domu naszego życia są kolejne piętra, że z tych pięter widok jest o wiele piękniejszy, szerszy, że to wszystko jest dla nas.
Właśnie w tym celu potrzebujemy tej modlitwy, którą zaproponowałem, potrzebujemy tego uwolnienia serca, które zacznie pragnąć więcej. Mnie jakoś szczególnie w tej modlitwie i w tym słowie dotykają słowa Oto czynię wszystko nowe. Nowe niebo i nowa ziemia: To jakoś tak bardzo kontrastuje z biedą, którą widzę na tym świecie, z cierpieniem tak wielu ludzi – choćby tutaj w Rzymie, gdzie nieraz widzę późnym wieczorem ludzi, którzy na chodnikach przygotowują sobie miejsce do spania, gdzie tak wielu ludzi żebra o pieniądze a człowiek ma świadomość, która sprawa ból serca, że nie jest w stanie pomóc wszystkim. W tym kontekście nowe niebo i nowa ziemia, to na prawdę radosna obietnica. Bóg nie zapomniał, Bóg nie zostawił tego świata. On przygotowuje przyszłość, nową przyszłość! Atmosfera tej nowej ziemi i nowego nieba jest także niesamowita – jeśli odczytamy jeszcze rozdział 19 Apokalipsy i pełną radości pieśń zbawionych: Alleluja! Bóg osądził wielką nierządnicę! To jego ostatecznie zwycięstwo nad złem, które zdaje się triumfować! Zwycięstwo nad złem, które także tak boleśnie wchodzi często w nasze życie. Mi przypomina to atmosferę na trybunach, kiedy drużyna skazana na porażkę w ostatnich sekundach zapewnia sobie jakieś historyczne zwycięstwo – tam nikt nie liczy czasu, ale jest jeden wielki wybuch radości: to jakaś namiastka wieczności.
Tak ważne jest zapragnąć tej nowości, uwierzyć i karmić się tym, że to jest fakt, że to jest nasza przyszłość, przeżyć to o czym mówi św. Jan: I uniósł mnie w zachwyceniu na górę wielką i wyniosłą, i ukazał mi Miasto Święte – Jeruzalem, zstępujące od Boga (Ap 21,10).
W tym wszystkim konieczne jest także, aby zobaczyć drugą stronę: Ta cała nowa przyszłość to nie tylko jakieś rozmyte pragnienie człowieka. To jest także pragnieniem Boga – to Bóg pragnie ją dać człowiekowi. Jeśli więc zaczynamy tego pragnąć, to nasze pragnienia spotykają się z Jego pragnieniami, rodzi się relacja osobowa. Dlatego od dialogu z własnymi pragnieniami zachęcam, aby przejść do dialogu z tym, który także pragnie tego nowego nieba i nowej ziemi. Zachęcam, aby wejść w to pragnące serce Boga, które odsłania nam trochę ze swojej tajemnicy choćby w Pieśni nad pieśniami, gdzie możemy znaleźć wyznanie:
Oczarowałaś me serce, siostro ma, oblubienico,
oczarowałaś me serce jednym spojrzeniem twoich oczu,
jednym paciorkiem twych naszyjników.
Jak piękna jest miłość twoja, siostro ma, oblubienico,
o ileż lepsza jest miłość twoja od wina,
a zapach olejków twych nad wszystkie balsamy. (Pnp 4,9-10)
To właśnie odkrycie Boga, który ma pragnienia, Boga który chcę zapewnić nam przyszłość (por Jr 29,11), może nas ośmielać do tego, aby budzić nasze serca, aby odkrywać, że nasze życie jest o wiele bogatsze niż nam to wmówiono, że nawet gdybyśmy mieli wszystko co będzie reklamowane i proponowane – przez cały ten czas adwentu i nie tylko – to i tak będzie zbyt mało. Jeśli ten tydzień poruszy choć trochę twoje serce, jeśli choć trochę zatęsknisz, żeby pragnąć czegoś wielkiego, żeby pragnąć tak, jak pragnie Bóg – to będzie już twój sukces. To będzie znak, że twoje serce się przebudziło. Wtedy będziesz gotowy(a), aby od soboty wejść w kolejny etap. Wtedy zacznie się twój prawdziwy adwent – oczekiwanie na Upragnionego. Powodzenia!
Człowiek jest istotą słabą i grzeszną i mimo każdego naszego upadku, zniewoleniu przez grzech Bóg jest przy nas, stara się mam pomóc wstać i ruszyć dalej… Niezwykłe jest to, że działa przez takich ludzi jak ksiądz i piszących komentarze na tej stronie. Dzięki temu poruszonemu przez księdza tematowi nadal mam wiarę w to, że On działa wśród nas z ukrycia i kieruje nas w swoją stronę – w stronę zbawienia…
Cztery świece
Cztery świece spokojnie płonęły. Było tak cicho, że słychać było jak ze sobą rozmawiały.
Pierwsza powiedziała: – Ja jestem POKÓJ. Niestety, ludzie nie potrafią mnie chronić. Myślę, że nie pozostaje mi nic innego jak tylko zgasnąć.
I płomień tej świecy zgasł.
Druga: Ja jestem WIARA. Niestety nie jestem nikomu potrzebna. Ludzie nie chcą o mnie wiedzieć, nie ma sensu, żebym dalej płonęła.
Ledwie to powiedziała, lekki powiew wiatru zgasił ją.
Trzecia: Ja jestem MIŁOŚĆ. Nie mam już siły płonąć. Ludziom nie zależy na mnie i nie chcą mnie rozumieć. Nienawidzą najbardziej tych, których kochają – swoich bliskich.
I nie czekając długo i ta świeca zgasła.
Nagle do pokoju weszło dziecko i zobaczyło trzy zgasłe świece. Przestraszone zawołało: Co robicie? Musicie płonąć! Boję się ciemności!
I zapłakało.
Wzruszona czwarta świeca powiedziała: Nie bój się! Dopóki ja płonę zawsze możemy zapalić tamte świece. Ja jestem NADZIEJA.
Z błyszczącymi i pełnymi łez oczyma, dziecko wzięło świecę i zapaliło pozostałe świece.
Niech nigdy w naszych sercach nie gaśnie Nadzieja i każdy z nas jak to dziecko, niech będzie narzędziem, gotowym swoją Nadzieją zawsze rozpalić Wiarę, Pokój i Miłość.