Połowa adwentu za nami, za nami także dwa etapy naszego doświadczenia. Jeśli udało ci się choć raz w tym tygodniu wejść w to o czym była mowa, jeśli poczułeś(aś) smak tej pustki i tego napięcia, to już jest sukces! Wiele osób nawet nie ma pojęcia, że takie coś można przeżyć, ale o tym za chwilę. Dziś idziemy dalej. Słowo, które będzie nas prowadzić w tym tygodniu to dialog Jezusa z uczniami z Mt 19,27-29:
Piotr rzekł do Jezusa: „Oto my opuściliśmy wszystko i poszliśmy za Tobą, cóż więc otrzymamy?” Jezus zaś rzekł do nich: „Zaprawdę, powiadam wam: Przy odrodzeniu, gdy Syn Człowieczy zasiądzie na swym tronie chwały, wy, którzy poszliście za Mną, zasiądziecie również na dwunastu tronach, sądząc dwanaście pokoleń Izraela. I każdy, kto dla mego imienia opuści dom, braci lub siostry, ojca lub matkę, dzieci lub pole, stokroć tyle otrzyma i życie wieczne odziedziczy.
Myślę, że to, co czuł Piotr, może być też naszym doświadczeniem po tym tygodniu zmagań. Oto udało nam się zrezygnować z czegoś, zostawiliśmy coś, w naszym sercu poczuliśmy napięcie i chcielibyśmy, żeby już spełniła się ta obietnica, żeby już – od razu doświadczać pocieszenia, spełnienia, może chcielibyśmy, żeby już skończył się ten Adwent i przyszły Święta…
Człowiek nie potrafi czekać, nie lubi czekać. Współczesna kultura pomaga nam w takim życiu, bo oferuje wszystko bez czekania, natychmiast, od razu: zachcianka – zaspokojenie. Można powiedzieć, że kusi nas hasłem: „Po co czekać, jeśli można mieć coś natychmiast?” I choć w wielu przypadkach to wielkie udogodnienie, to jednak kiedy popatrzymy głębiej zobaczymy w tym także pewną pułapkę.
To czekanie, zmaganie się, doświadczenie nienasycenia kształtuje pragnienia. Dla przykładu: inaczej smakuje kolacja, kiedy człowiek nic nie jadł cały dzień, inaczej zaś, jeśli godzinę wcześniej zjadł obfity obiad. Inna jest radość z powrotu rodziców, kiedy wyszli na kwadrans, a inna, kiedy nie było ich tydzień czy miesiąc… Oczekiwanie wzmaga pragnienie, kształtuje je, oczyszcza i pogłębia. Oczekiwanie pozwala przeżyć autentyczną radość, kiedy przychodzi jego spełnienie. Dlatego ten czas oczekiwania jest tak ważny, dlatego Adwent trwa cztery tygodnie a nie cztery dni.
Z drugiej strony – jeśli dziś człowiek pozbawił się oczekiwania (i tego adwentowego – przez „komercyjną magię świąt”, która wręcz wyprzedza Adwent, czy oczekiwania w ogóle), to równocześnie pozbawił się prawdziwej, autentycznej radości spełnionych pragnień! To jest cała pułapka, w którą wpada tak wielu ludzi. To dlatego tak wielu nie czuje już prawdziwej satysfakcji, spełnienia, radości. Zamiast tego karmi się chwilową uciechą, które zmienia się w obojętność równie szybko, jak się pojawiła.
Ta sama pokusa „natychmiastowości” dotknęła uczniów Jezusa. Poszli za Mistrzem, i kiedy minął pierwszy zapał, kiedy zaczęli doświadczać, że czegoś im brakuje, a obietnica ciągle się nie spełnia Piotr jakby chciał przyspieszyć działanie Jezusa i pyta: Panie, oto poszliśmy za Tobą. Co otrzymamy? Próbujmy odnaleźć się w tej postawie Piotra, kiedy będzie nam ciężko trwać w tych postanowieniach, kiedy przyjdą pokusy, aby sobie już trochę odpuścić. Niech nam pomaga ta świadomość, że nie jesteśmy w tym sami, że przeżywamy to samo, co przezywali Apostołowie. Nie bójmy się też stawiać Jezusowi takich trudnych pytań, jak to pytanie Piotra.
Wsłuchujmy się też w odpowiedź Jezusa. Po pierwsze Jezus mówi o tym, w co wpatrywaliśmy się w I etapie – Nowe Jeruzalem, Nowe Niebo i Nowa Ziemia. Jezus pamięta co obiecał, nie odwołuje swojego słowa. Jego obietnica jest ciągle aktualna. Ale dodaje także coś ważnego: już tutaj, w tym życiu otrzymacie stokroć więcej! Stokroć więcej satysfakcji z życia, stokroć więcej radości, stokroć więcej tego, co zostawiliśmy – ze względu na Niego.
Nasza metoda modlitwy pozostaje ta sama – kwadrans z dialogiem Jezusa z Apostołami. Próbujmy odnajdywać się w tym słowie. Niech ono dodaje nam odwagi w zostawianiu „wszystkiego” aby otrzymać stokroć więcej. Niech dodaje odwagi w trwaniu w tym, co jest owocem II etapu. Niech to napięcie, zmaganie i doświadczenie pustki pogłębia nasze pragnienie Tego, który przychodzi!
Zorientowałam się, że wielu ludzi tak naprawdę czeka na wolne, a nie święta, pracownicy, którzy pracują od rana do nocy, uczniowie, którzy nieraz zarywają noce, by „podciągnąć” oceny na półrocze, i to bardzo przysłania to prawdziwe oczekiwanie, na Jezusa.
Choć jestem wierząca, to dopiero całkiem niedawno zrozumiałam, że bez względu na to czy moje okna będę wypucowane, czy pozostaną nie umyte – Pan się narodzi… A dla Niego ważniejsze jest jak w dniu Jego przyjścia wygląda moja dusza i serce, a nie dom… Nie znaczy to, że oddałam się kompletnemu zaniedbaniu rzeczy materialnych… Nie… Ale już drugi rok potrafię przygotowywać się do Świąt bez tego całego szaleństwa… I wiecie… Myślę, że zyskuję znacznie więcej… Nasuwa mi się tu fragment z Pisma św. o Marcie i Marii i wybieraniu lepszej cząstki… :)Wiem, że dzisiejszy świat odarł już prawie wszystko z sacrum… Ale wiem też, po sobie samej patrząc, że można się z tego „wyłamać”… I dziś u progu trzeciego tygodnia Adwentu, Wam i sobie samej tego życzę: nie idźmy za mamiącą ułudą szczęścia… Idźmy za Jezusem – prawdziwym źródłem….
Do mnie osobiście trafiły fragmenty dzisiejszych czytań- z księgi Izajasza: „Ogromnie weselę się w Panu, dusza moja raduje się w Bogu moim, bo mnie przyodział w szaty zbawienia, okrył mnie płaszczem sprawiedliwości…” i z listu do Tesaloniczan: ” Sam zaś Bóg pokoju niech uświęca was całych, aby nietknięty duch wasz, dusza i ciało bez zarzutu zachowały się na przyjście Pana naszego, Jezusa Chrystusa.”
Pierwsze dwa tygodnie adwentu nie były dla mnie tym czasem pełnym radości na przyjście Pana. Tak naprawdę wszytko dookoła odwodziło mnie od Jezusa- szkoła i mnóstwo innych spraw, które mam na głowie. Przez ten czas chodziłam smutna i przygnębiona…. i Pan Bóg przypomniał się 🙂 dzisiaj o sobie, że jest blisko. Mogę się zbliżyć do Niego, jeśli tylko chcę. Teraz wiem, że chcę znaleźć Chrystusa, przebywać w Jego towarzystwie, bo On daje mi radość:) Radość pochodząca od Boga jest głęboka i pomaga mi pokonywać trudności.
Nie wiem dlaczego, ale przyszły mi na myśl takie słowa: „Kto ma, temu będzie dodane, a kto nie ma, temu zabiorą nawet to, co ma.” Skąd, i co z tym zrobić?
Dla mnie podobnie, jak dla Karoliny, te dwa tygodnie nie były czasem radosnego wyczekiwania, ale jednocześnie w tym intensywnym czasie przekonuję się, że walka ze sobą skutkuje…
Czynność powtórzona siedem razy staje się nawykiem.
Chcę wybierać Ciebie, Panie, nie siedem, a siedemdziesiąt siedem razy…
Przede wszystkim dołączam się do tych, dla których ten adwent jest walką – dla mnie także. Dziękuję wam za te słowa, bo wiem, że walczą też inni i to na pewno dla nich może być umocnienie. Pamiętajmy jednak o logice wiary: „Kto we łzach sieje, żąć będzie w radości. Idą i płaczą rzucając ziarno na zasiew, lecz powrócą z radością niosąc swoje snopy” (Ps 126)
Jeśli chodzi o słowa, o których piszesz Jezus wypowiada m.in. aby opisać sytuację człowieka, który otrzymał talent, ale zakopał go i nie rozmnożył: on jest tym, który nie ma(zysku) i dlatego zabierają mu to co ma(jeden talent). Przykładając do tego, o czym tutaj piszemy – nie ma ten, kto boi się zaryzykować i powalczyć, kto chowa się i chce ocalić swój święty spokój. Kto wchodzi w walkę – tracąc stare życie – zyskuje nowe.