Miało być po świętach o Koryncie, ale okazało się, że Pan Bóg zmienia to, co człowiek zaplanuje. Myślałem, że będzie trochę odpoczynku, a jest tzw. kolęda, stąd pisanie muszę odłożyć na kilka dni… Skoro jednak tak Pan Bóg to wszystko ustawia, to można i to doświadczenie kolędowe wykorzystać do dialogu. Różnie można patrzeć na te odwiedziny, sa głosy pozytywne i negatywne (dziękuję, że mogłem i te negatywne usłyszeć ostatnio).
Czy chodzenie po domach to przyszłość czy przeżytek? Będę wdzieczny za wasze głosy, bo one zawsze pomagają. Ze swej strony spróbuję jednak popatrzeć na św. Pawła. W Dziejach Apostolskich czytamy:
Potem Paweł opuścił Ateny i przybył do Koryntu. Znalazł tam pewnego Żyda, imieniem Akwila, rodem z Pontu, który z żoną Pryscyllą przybył niedawno z Italii, ponieważ Klaudiusz wysiedlił z Rzymu wszystkich Żydów. Przyszedł do nich, a ponieważ znał to samo rzemiosło, zamieszkał u nich i pracował; zajmowali się wyrobem namiotów (Dz 18,1-3)
Odszedł stamtąd i poszedł do domu pewnego „czciciela Boga”, imieniem Tycjusz Justus. Dom ten przylegał do synagogi.(Dz 18,7)
Widać więc, że pobyt w domach nie był obcy Pawłowi. To właśnie domy były tym miejscem, gdzie mógł poznawać ludzi i głosić im Ewangelię. Nie mógł przecież czekać, aż oni przyjdą sami do niego. Wtedy może nigdy by się nie doczekał. Bóg ma to do siebie, że wychodzi pierwszy do człowieka. Wyszedł choćby do człowieka, sam stając się Człowiekiem.
Chcąc odtwrzać tą postawę Pawła w domachpróbuję dzielć się Słowem. Biorę z sobą Bibię, a nie modlitewnik, czytam słowo, modlę się w oparciu o Nie… To nie jest mój oryginalny pomysł, ale myślę, że trzeba poszukiwać, trzeba czynić wysilek, aby do domów nieść Dobrą Nowinę.
A co wy sądzicie o tym wszystkim? Jak powinno to wyglądać? Jakie macie pomysły? Pomóżcie mi szukać takiej formy posługi, która odpowie wymaganiom współczesnego świata...
Witam,
Jeżeli chodzi o wizytę duszpasterską – nie uważam, żeby była przeżytkiem, wręcz przeciwnie. Jest ona okazją do bezpośredniego kontaktu z Księdzem, z której w innych okolicznościach większość ludzi nie korzysta. Jest czas, żeby porozmawiać o problemach – o tych duchowych i nie, o kondycji rodziny oraz trudnościach z jakimi się boryka. Oczywiście ważna jest wspólnota modlitewna, która powstaje na ten czas – zwłaszcza, że modlitwa w dzisiejszych czasach – jeśli wspólna = w Kościele. Jeśli chodzi o pomysły…myślę, że nie będę oryginalna, może z racji tego, co studiuje właśnie rozmowa. Bo chyba w rozmowie wychodzi najwięcej – tego, co dobre i złe, na co należałoby zwrócić uwagę, w czym pomóc, co zmienić. No i jeszcze – upominać, ale nie straszyć, mówić dużo o tym, że Bóg mimo wszystko kocha i czeka na każdego człowieka. Trzeba tylko chcieć 🙂
Myślę, że trochę wypaczył się sens wizyty kolędowej… Dziś wielu osobom kojarzy się to z „nalotem” księdza, który będzie wypytywał, gromił, straszył karą piekielną… [choć troszkę i sami księża są winni takiemu stanowi rzeczy…]. Dla mnie osobiście jest to okazja do bardziej osobistego spotkania z moim duszpasterzem… Lecz żeby to miało właściwy wymiar, obie strony muszą tego chcieć… 🙂 Wiem, że po całym dniu kapłan jest już często zmęczony i jak trafia do mnie na końcu to nie zawsze musimy „padać sobie w objęcia”… Ale jeśli wizyta ma tylko charakter odfajkowania to ja bardzo dziękuję… No, ale wracając do ewentualnych propozycji… Chyba nie da się wypracować jednolitej metody dla wszystkich… Co dom to obyczaj… :)I według mnie ważnym jest to, żeby mieć umiejętność słuchania… Nawet tych gorzkich żali i zarzutów… Trudno… Czasem trzeba wziąć na siebie atak za całe środowisko… Z własnego doświadczenia pamiętam taką jedną zaskakującą wizytę.. Ksiądz, który nas nawiedził powiedział, że bardzo się cieszy, że mógł tu przyjść. A wtedy nas nie znał jeszcze! Ale czuć było, że nie jest to wymuszone czy sztuczne. On po prostu cieszył się każdym spotkaniem z każdym parafianinem. I też nie był taki formalno-schematyczny… 🙂 I jeszcze zrobił potem u znajomych coś takiego, że szczęki nam opadły: widząc, że ekonomicznie biednie jest w tym domu, podzielił się z mieszkańcami swoją ofiarą, którą otrzymał… Chyba taka prawdziwa serdeczność i wrażliwość na drugiego człowieka jest kluczem do sukcesu…
Myślę, że porównywanie Pawłowych pobytów w domach do kolędy księży jest bardzo naciągane. Jeśli się nie mylę, to Paweł szedł do tych, którzy go zapraszali. Ja również idę do tych, którzy zapraszają (bo księdza można nie przyjąć), ale często mam wrażenie, że ktoś mnie wpuszcza do domu dlatego, że „nie wypada nie przyjąć”, „co sobie sąsiedzi pomyślą”, „ksiądz zapisze w kartotece i potem mogą być problemy w kancelarii”.
Myślę, że potrzebna jest nam taka dyskusja: z jednej strony wrażenia odwiedzanych, z drugiej odwiedzających i mądre spojrzenie na te głosy, bo kolęda to ogromna szansa do wykorzystania.
Dzięki za taki temat. 🙂
Kwestia więc pewnie leży w tym – w jakim duchu idzie ksiądz: jako głosiciel Słowa, jako zwiastun Boga – czy jako urzędnik. Fakt, że niektórzy mimo otwartych drzwi mają zamknięte serca, ale czy Bóg-Emmanuel nie wszedł w świat wrogi, zamknięty?
A kiedy w tym wrogim świecie został odrzucony Zmartwychwstał i posłał Ducha Świętego na przebaczenie. Myślę, że to jest ta logika, którą warto mieć na celu.
To tylko mały przyczynek do tematu – ale jak napisałeś Krystian – musimy dyskutować i szukać. A dla nas – chrześcijan – poszukiwanie powinno zaczynać się nie od uczenia się metod komunikacji i różnych technik, ale od wpatrywania się w Boga i Jego sposób działania.
może nie przyczyni się zbytnio do rozwiązania problemu, ale … 😉
więc ku pokrzepieniu serc:
http://www.youtube.com/watch?v=0qWxw3ZN608