Zmieniając nieco rytm wpisów postanowiłem równolegle prowadzić dwa tematy. W sobotę będzie wprowadzenie do słowa Bożego niedzielnej Liturgii, natomiast w środę rozpoczęty cykl spotkań z Ewangelią Pawła.
Od najbliższej niedzieli Kościół zaprasza nas, abyśmy weszli na drogę ucznia Jezusa i wraz z Apostołami pozwolili Bogu, aby kształtował nasze serca. Początek tej drogi zaczyna się od słów Jezusa:
Przechodząc obok Jeziora Galilejskiego, ujrzał Szymona i brata Szymonowego, Andrzeja, jak zarzucali sieć w jezioro; byli bowiem rybakami. Jezus rzekł do nich: „Pójdźcie za Mną, a sprawię, że się staniecie rybakami ludzi”. I natychmiast zostawili sieci i poszli za Nim.
Słowa, które wypowiada Jezus są nie tylko zaproszeniem, ale i wezwaniem, pewną prowokacją wobec każdego z nas. Wezwanie to nie ma nic wspólnego z tym, co chciałby słyszeć współczesny człowiek: nie ma konkretnego planu, nie ma szczegółów, miejsca docelowego, gwarancji bezpieczeństwa itp… To jest jedno krótkie wezwanie Pana: Pójdźcie za Mną!
Na drodze wiary nie jest ważne gdzie się idzie, nie jest ważne co będzie się robić, co człowieka spotka. Najważniejsze jest to z Kim się idzie! Wejście na drogę wiary to wejście w relację z Tym, który przechodzi, widzi i wzywa. Jeśli dziś wielu ludzi tak boi się samotności, jeśli tak bardzo stara się udowodnić swoją wartość przed innymi, jeśli chce zasłużyć na pochwałę i uznanie, to może dlatego że w sercu nie ma tej RELACJI Z PANEM. To On sprawia, że człowiek – nie ważne gdzie jest i nie ważne co robi – nie jest samotny.
Wezwanie, które Jezus kieruje do człowieka pada w konkretnych warunkach. Dla uczniów była to ich codzienność: łodzie, sieci, ryby. To była treść ich życia, a nawet więcej – źródło ich życia, przecież z tego żyli. Byli gotowi jednak zostawić to wszystko NATYCHMIAST i pójść za Jezusem: żyć z Nim, z Nim dzielić swoją codzienność: rozmawiać, odpoczywać, pracować… Można by powiedzieć, że ich nawrócenie polegało na tym, przestali nadzieję pokładać w tym co robili, a zaczęli ją odkrywać w Jezusie. On stawał się tym, który zapewniał im życie!
Nie wiem co dzisiaj jest twoją codziennością: może przytłacza cię ogrom nauki, albo ciężar pracy, może przeżywasz trudności w relacjach z kimś, na kim ci zależy, albo nie radzisz sobie z samym sobą. Dziś czas się wypełnia, Pan przechodzi przez twoje życie i ciebie wzywa do pójścia ZA NIM. Nie wiem gdzie, nie wiem co będzie po drodze. Jedno jest pewne – z Nim – będzie to całkiem inne przezywanie własnej codzienności. Potrzeba jednak twojej decyzji: co zrobisz ze swoim życiem? Pozwolisz mu przejść obok nie zwracając na Niego uwagi? A może jednak – zaryzykujesz?
„Bom sługa Twój, syn Twojej służebnicy,
człowiek niemocny i krótkowieczny,
zbyt słaby, by pojąć sprawiedliwość i prawa” (Mdr 9,5).
Pojąć sprawiedliwość i prawa – to w sytuacjach codziennych pamiętać prawa i zrozumieć co jest sprawiedliwie teraz, w tym momencie; a dla ludzi Nowego Testamentu – co w tej sytuacji robił by Jezus, jak teraz mam żyć miłością.
W każdy dzień – i nie jeden raz w dzień – musimy usłyszeć „pójdź za Mną”:
„viam mandatorum tuorum curram quoniam dilatasti cor meum”
(Biegnę drogą Twoich przykazań,
bo czynisz moje serce szerokim) (Ps 119,32).
Chciałbym dopowiedzieć pewną rzecz, która dzisiaj mnie dotknęła. Nie tyle w Ewangelii, co w liście św. Pawła, którzy przypomina: „przemija bowiem postać tego świata”.
Kiedy wracałem myślami do początku powołania, do tego pierwszego „Pójdź za Mną”, zobaczyłem jak przemija postać tego świata, jak wszystko po drodze mija… Cudowne chwile, wspaniali ludzie, którymi mnie Pan obdarował – wszystko przemija, albo inaczej – trzeba to zostawić, jak uczniowie zostawili swoje łodzie. Ale dzięki Jezusowi, dzięki Jego Słowu życie nie jest tylko wspominaniem przeszłości: jest dziękczynieniem za przeszłość i zarazem pełnym nadziei spoglądaniem w przyszłość: przecież to On prowadzi, to za Nim idę. Bez Niego zostałby tylko smutek i pustka, nostalgia. Z Nim i przeszłość i przyszłość nabiera sensu. Odpowiedź na Jego Słowo, na Jego wezwanie: „Pójdź za Mną” daje udział w Jego nieprzemijalności! Dziękuję Panie!
Myślę, że Pan wołał mnie nie raz… I różne te moje odpowiedzi były… Dziś, po przeżyciu wielu lat widzę, jak bardzo Bogu na mnie zależało i wciąż zależy… To nie jest tak, że przyszedł po mnie tylko raz… On wciąż wraca… Puka… Staje na progu i czeka… Nie naciska… Ale wciąż chce, bym poszła za Nim… Bo kocha mnie ponad wszystko… A do tego, jest oceanem cierpliwości…
Dziękuję Ci, że po mnie wróciłeś Jezu… Że wciąż wracasz i wołasz: pójdź za mną… Teraz to rozumiem i jestem bardziej wyczulona na Twój głos… I staram się iść za Tobą, z Tobą, przy Tobie… Bo wiem, że warto!
Tak Łatwo czyta się to wszystko, słucha różnych historii w których ludzie opowiadają jak to Bóg działa w ich życiu. Ale czemu to wszystko jest takie trudne? Czy Bóg nie może od razu ujawnić się w naszym życiu? Dlaczego to my mamy Go odkrywać? Jak to zrobić? Modlić się..a gdy to nie pomaga? Tak trudno pojąć, że naprawdę czuwa nad naszym życiem,nad każdą chwilą..a może wszystko dzieje się z przypadku? Dlaczego wszystko jest takie niezrozumiałe?
,,Do kogo należy mój czas?
Do kogo należy moje serce?”-Helmut Krug
Dzięki za to słowo! Nie chcę jednak dawać prostych odpowiedzi. Wiem, że te pytania niosą z sobą pewne napięcie, dlatego zachęcam, żeby nie rezygnować z nich. Może jakimś światłem będzie to, co jest treścią kolejnego wpisu. Ufam, że z czasem odpowiedzi same będę przychodzić. Odwagi!
Prawda jest taka, że ludziom najłatwiej dostrzec brak czegoś, kogoś, gdy najbardziej tego potrzebują, gdy grunt osuwa im się spod stóp. I tak też jest z Bogiem, najbardziej odczuwają jego brak, gdy coś się zdarzy. Gdy dotknie ich porażka lub ogarnia ich strach, boją podjęcia się ryzyka. Sądzę też, że ten strach jest dobry, bo często pomaga wrócić do Boga, który nam jest bardzo potrzebny.Ostatnio dostrzegłam, że ludzie są ślepi, bo ogarnia ich tak wielki strach, że nie widzą za jednym murem ryzyka kolejnego muru, jeszcze większego, jednak paradoksalnie zmniejszającego się z kolejnymi krokami, „krokami odwagi”, działającymi jak magiczne kropelki na kurczenie :). I tym jest dla mnie podjęcie ryzyka-maleńkie magiczne kropelki, może też niewiedzy dającej radość. Pomyślałam, że gdybym wiedziała wcześniej co mnie czeka, nie przeskoczyłabym, nie zburzyłabym żadnego muru. Więc sądzę, że taka niewiedza jest wspaniała, ale by ją posiąść trzeba zaryzykować :).