Piąta i szósta niedziela wielkanocna wprowadza nas w tajemnicę Kościoła. Czyni to poprzez Jezusowe słowo i winnym krzewie. Tydzień temu słuchaliśmy pierwszej części tej mowy, dzisiaj liturgia kontynuuje słowo Jezusa:
Jak Mnie umiłował Ojciec, tak i Ja was umiłowałem. Wytrwajcie w miłości mojej! Jeśli będziecie zachowywać moje przykazania, będziecie trwać w miłości mojej, tak jak Ja zachowałem przykazania Ojca mego i trwam w Jego miłości. (J 15,9-17)
Kiedy Jezus mówi do uczniów o swojej miłości do nich, odwołuje się do miłości, którą sam został umiłowany przez Ojca. Jezus kocha tak, jak sam jest kochany. To doświadczenie bycia umiłowanym przez Ojca jest w jakiś sposób motywem działania Jezusa. To doświadczenie miłości sprawiło, że Syn Boży przyszedł na ziemię aby objawić Ojca, aby podzielić się tą obfitością Bożej miłości. W wieczerniku, kiedy Jego miłość doszła do szczytu umywał uczniom nogi, umiłowawszy ich do końca. On jest pierwszym, który trwa w miłości Ojca, aż do końca, aż do krzyża i nie wycofuje się ani na krok. Teraz wraca do tego doświadczenia mówiąc że objawił miłość jaką sam został ukochany.
Po objawieniu tej miłości zaprasza swoich uczniów, aby trwali w tej miłości. Choć człowiek pragnie miłości, to gotowość do trwania w niej nie jest oczywista. Po pierwsze dlatego, że po grzechu pierworodnym mamy problem z wiarą w to, że miłość może być całkowicie bezinteresowna. Trudno jest pojąć to, że Bóg kocha za darmo, z obfitości swojej miłości. Kocha nie dlatego, że chce być kochany; kocha nie dlatego że człowiek zasługuje na tą miłość – On kocha, bo jest miłością i to jest jego sposób życia.
Trwać w miłości oznacza ponadto konkretne zaangażowanie i postawę życia. Miłość Boga nie może być tylko skonsumowana przez człowieka. Trwanie w niej z natury prowokuje człowieka do tego, aby nią się dzielił, tak jak Jezus. Miłość Boża jest jak rwący nurt rzeki. Kto trwa w tej miłości, nie może spokojnie siedzieć i w ciepłym gniazdku cieszyć się, że jest umiłowany. Miłość Boża wyprowadziła Syna Bożego z nieba na ziemię, w prowadziła w pasję szukania człowieka i tak samo czyni z każdym, kto trwa w tej miłości. Tak jak Jezus powodowany miłością był gotów pełnić wolę Ojca, tak człowiek który trwa w miłości musi liczyć się z tym, że jej moc wyprowadzi go poza niego samego, do braci i sióstr. Bez tego miłość umiera.
Dlatego niektórzy nie chcą trwać w tej miłości, wycofują się, wybierają święty spokój konsumpcyjnego życia. Pan zaprasza nas do odwagi trwania w miłości i obiecuje pełną radość takiego życia. Pozwólmy się więc kochać Jemu w całej naszej kruchości, trwajmy w niej pomimo wszystko i dajmy się także prowokować tej miłości, gdy będzie nas wyprowadzać poza granice świętego spokoju.
Ja w ostatniej ewangelii widzę drogę miłości Boga Ojca, która spływa na Jezusa i który tę miłość bezwarunkowo przejmuje i niej trwa. Następnie przekazuje tę miłość uczniom, uczy ich Tej miłości (agape). Dalej podnosi ich do roli przyjaciół, braci, królewiczów, już nie sług, którzy wykonują tylko polecenia swojego Pana, ale tych którzy razem przy jednym stole zasiadają. Ostatnim w końcu obrazem jest rozesłanie uczniów w świat, właśnie do braci swoich i sióstr, aby pełni Bożej miłości przekazywali ją i głosili najwspanialszą Nowinę na świecie jaką jest Zmartwychwstanie