Po tym, jak w ubiegłym tygodniu apostołowie zostali posłani na misję, liturgia wprowadza nas w moment moment ich powrotu. Wtedy, gdy oni zaczynają opowiadać co zdziałali i czego nauczali, Jezus odpowiada bardzo krótko:
Pójdźcie wy sami osobno na miejsce pustynne i wypocznijcie nieco! (Mk 6,30-34)
W tym poleceniu Jezusa nie chodzi zasłużony odpoczynek po pracy. Przecież misja, którą uczniowie podjęli raczej dodała im sił niż ich osłabiła, skoro byli gotowi z entuzjazmem opowiadać to czego dokonali i czego nauczali. Problem leży raczej nieco w innym punkcie. Po powrocie uczniowie zaczęli opowiadać czego oni dokonali, a nie Bóg poprzez nich i to tutaj jest sedno sprawy.
Sukcesy, nawet te ewangelizacyjne i duszpasterskie też mogą być niebezpieczne, kiedy człowiek zaczyna wierzyć, że to on dokonuje wielkich rzeczy. Tak rodzi się przywiązanie do swojej misji, do swoich owoców, a ostatecznie do siebie samego. Tak może począć się w sercu subtelne przestawienie myślenia: to nie Bóg działa poprzez osobę głoszącego, ale to głoszący działa z pomocą Boga.
Właśnie w tym momencie Jezus mówi to uczniów: idźcie i odpocznijcie. Odpocznijcie nie tyle od misji, ale od swoich owoców. Taki odpoczynek nie jest łatwy, bo zmusza do tego, żeby nabrać dystansu do swojej działalności. Nieraz wydaje się, że taki odpoczynek to wręcz gaszenie ducha, a jednak to właśnie taki odpoczynek prowadzi do dojrzałości w przeżywaniu misji. Taki odpoczynek pozwala powoli odkrywać, że misja jest ostatecznie misją Boga, w której człowiek bierze udział.
Jeśli całe życie chrześcijańskie ma kształt misji, to warto w świetle zaproszenia Jezusa popatrzeć na nasze odpoczynki. Warto szukać tych momentów, w których będziemy odkrywali prymat Boga w życiu człowieka. Przecież On nawet we śnie obdarza swoich umiłowanych (Ps 127). To takie, właściwe ustawienie relacji z Panem daje prawdziwy odpoczynek i dystans do tego, co jest naszą codziennością.