Wydarzenie rozmnożenia chlebów, które przeżywaliśmy w liturgii w ubiegłą niedzielę, wprowadziło nas w kilkutygodniowy cykl eucharystyczny, którego tematem przewodnim będzie chleb życia. Dzisiaj, rozpoczynając swoją mowę, Pan odsłania motywy serc ludzi podążających za Nim, aby w ten sposób prowadzić ku pogłębionej wierze słuchaczy. Tłum, który szedł za Jezusem usłyszał:
Zaprawdę, zaprawdę powiadam wam: Szukacie Mnie nie dlatego, że widzieliście znaki, ale dlatego, że jedliście chleb do sytości. Troszczcie się nie o ten pokarm, który ginie, ale o ten, który trwa na wieki, a który da wam Syn Człowieczy; Jego to bowiem pieczęcią swą naznaczył Bóg Ojciec (J 6,24-36)
Sama gotowość pójścia za Jezusem, poszukiwanie Go – choć samo z siebie istotne – to jeszcze nie wszystko. Faktycznie można iść za Jezusem z różnych powodów. Tłum, który idzie za Panem czyni to, bo dostał chleb. Doraźny głód został zaspokojony, działanie Mistrza było skuteczne, wiec wobec takiej sytuacji „opłaca” się iść za Nim. Problem tylko w tym, że takie podążanie nie ma wiele wspólnego z wiarą, która daje życie. Można by powiedzieć, że Jezus nie jest ani poznawany, ani kochany a jedynie używany przez tłumy.
Jezus mówiąc o takiej postawie pokazuje gdzie leży sedno problemu. Tłumy nie rozpoznały znaku, nie wniknęły w głąb tego co się wydarzyło. Ludzie jedli chleb, ale zamiast odkryć miłość i troskę Jezusa wyrażoną w tym darze, zatrzymali się na samym znaku. Nie odkryli całej symbolicznej głębi cudu Jezusa, a skupili się na jego użytecznym znaczeniu. Innymi słowy, tak bardzo skupili się na darze, że zignorowali Darczyńcę i Jego miłość.
Wobec takiej sytuacji Jezus otwiera nowy horyzont: to pokarm, który nie wyczerpuje się w chlebie, a tylko poprzez chleb się wyraża. Tym pokarmem jest On sam, Jego życie, życie samego Boga. Na taki pokarm nie można sobie zapracować, nie można sobie zasłużyć, można go tylko przyjąć jako dar. Do tego potrzebna jest wiara i otwarte serce. Przyjąć prawdziwe życie może tylko ten, kto wzniesie się ponad doraźne korzyści i pragnienia, stawiając w centrum swojego życia Jezusa i relację z Nim. Tylko taka relacja miłości a nie używanie Go wyprowadza człowieka poza jego horyzonty i wprowadza w pełnię życia.