Maile, telefony, rozmowy. Stawiamy pytania, szukamy odpowiedzi. Historia stawia nas w momencie, w którym każda „złota recepta” i „jedyna racja” musi być wzięta z dystansem. Sam też próbuję szukać, narażając się na pomyłki, porażki. Szukam jednak z ufnością, że kto szuka ten znajduje. Z wieloma osobami szukam więc odpowiedzi na pytania dotyczące tego co fundamentalne dla wierzących: wiary i jej relacji do sakramentów.
We wczorajszej liturgii wręcz zaszokowała mnie modlitwa dnia. Padają w niej słowa: „Boże Ty zawsze działasz dla zbawienia ludzi, teraz jednak hojniej udzielasz łaski Twojemu ludowi„. To jest rozbrajające… Patrzymy na to wszystko i wydaje się, jakby Bóg zasnął, z drugiej strony wiara Kościoła mówi nam nie tylko o Jego działaniu, ale o hojności łaski! Po raz kolejny zróbmy krok poszukując jakiegoś zrozumienia tego paradoksu.
Miejsce Eucharystii w życiu Kościoła
Tak, z jednej strony Eucharystii nic nie zastąpi. Kościół sam mówi że jest ona źródłem i szczytem naszego życia duchowego. Źródło, kto bez niego może żyć? Szczyt, a więc moment kluczowy, docelowy. I tutaj nie ma dyskusji, celebracja Eucharystii jest centrum życia Kościoła! Ale ten sam dokument o liturgii dodaje nieco dalej: „Życie duchowe nie wyczerpuje się w samej liturgii”. A więc jest centrum, ale z drugiej strony centrum nie jest wszystkim. Źródło jest ważne, istotne, ale nie można spędzić całego życia u źródła. Czerpiemy u źródła, aby ruszyć w życie. I to jest chyba ważna intuicja.
Większość dyskusji dotyczących ograniczeń udziału w Eucharystii zatrzymało się na poziomie: sprawiedliwe czy niesprawiedliwe? Dobre czy złe? Chodzić czy nie chodzić? Ale wszystkie te pytania nie sięgają istoty, zatrzymują się u progu życia duchowego i nie inspirują do jego rozwoju. Szukając Pana, prawdziwej wiary, a nie jedynie pobożności, musimy iść głębiej! Pytanie ważne brzmi: dlaczego, dla kogo chcę iść na Eucharystię?
Czym jest Eucharystia?
Zacznijmy od pytania: co się dokonuje w Eucharystii? W Wieczerniku Jezus powierzył swoim uczniom samego siebie w znaku chleba i wina. Biorąc te codzienne znaki powiedział: to jest Ciało moje, to jest Krew moja. Po czym dodał: to czyńcie na moją pamiątkę. Kościół od tamtego czasu nieustannie celebruje Eucharystię – na pamiątkę Jezusa, w posłuszeństwie Jemu. Ale to rytualne wypełnianie polecenia Pana może nieco uśpić. Łatwiej jest nieraz spełnić liturgiczny obowiązek i czuć się usatysfakcjonowanym. Jezusowi chodziło o liturgię, ale czy tylko?
Pan w swoich słowach wskazuje nie tylko na sam obrzęd. On wskazuje na obrzęd, który wyraża miłość! Kiedy Jezus powiedział: to jest Ciało moje za was wydane i Krew za was wylana wskazał na swoją miłość, która swój szczyt osiągnie na krzyżu. Mówiąc czyńcie „to” na moją pamiątkę, Pan nie ograniczył się do symbolicznego gestu, ale polecił uczniom czynić taką samą miłość, jaką w tym geście zawarł. Tutaj jest sedno! W Ewangelii Jana, ta myśl wyrażona jest inaczej. Tam, podczas ostatniej wieczerzy, Jezus mówi: „Jeżeli więc Ja, Pan i Nauczyciel, umyłem wam nogi, to i wyście powinni sobie nawzajem umywać nogi. Dałem wam bowiem przykład, abyście i wy tak czynili, jak Ja wam uczyniłem” (J 13,15). Wydawać siebie, umywać nogi, służyć i kochać. To jest prawdziwe uczestnictwo w ofierze Jezusa. Celebracja eucharystyczna jest środkiem, poprzez który uczestniczymy w w ofierze Jezusa, aby wraz z Nim kochać tak jak On.
Od Eucharystii do życia
W chrześcijaństwie chodzi więc o ofiarowanie siebie i miłość, o pokonanie swojego egoizmu, swojego skupienia się na sobie. Eucharystia jest tym momentem, który ma nam w tym pomagać. Dużym znakiem zapytania byłaby celebracja, która miałaby jedynie służyć osobistym korzyściom, choćby nawet duchowym. W ten sposób wprowadziliśmy liturgię we właściwy kontekst: życie wiarą, która wyraża się w miłości. Nasz udział w Eucharystii musimy widzieć tylko w takim kontekście. Chodzi o miłość konkretną, o miłość na wzór Jezusa, o miłość, która wyraża się w miłosierdziu do bliźnich.
Jan Chryzostom pięknie pokazał tą jedność między Liturgią a miłością bliźniego. Pisał: „Chcesz uczcić Ciało Chrystusa? Nie pozwól, by było przedmiotem pogardy w Jego członkach, to jest w ubogich, pozbawionych odzienia, by się okryć. Nie oddawaj mu czci tu w kościele przez jedwabne zasłony, podczas gdy na zewnątrz zaniedbujesz Go, gdy cierpi zimno i nagość… Jakiż pożytek może mieć Chrystus z tego, że stół ofiarny pełny jest złotych naczyń, gdy potem umiera z głodu w osobie biedaka”.
Od miłości do odpowiedzialności
W Ewangelii Mateusza, podczas sądu ostatecznego Jezus pyta nie o udział w celebracji, ale o miłość wobec tych najsłabszych. Właśnie w tym duchu musimy rozumieć apele o pozostaniu w domu. Chodzi o tych, kruchych, których ktoś z nas mógłby zarazić. Nie chodzi w pierwszym rzędzie o nas, ale o miłość. To miłość, a nie lęk, ma być kryterium wyboru. Miłość do Boga wyrażona w miłości braci i sióstr: do zagrożonych, do lekarzy, do tych którym przedłużająca się pandemia może zabrać pracę albo bliskich, do zalęknionych z powodu zagrożenia. Miłość i odpowiedzialność za dobro wspólne, za cały Lud Boży, za społeczeństwo, za ten świat, który Bóg umiłował.
W społeczeństwie, w którym żyjemy to, co jest bezpieczne w czasie epidemii, a co zagraża dobru wspólnemu, wyrażone jest w zaleceniach i normach danych na ten czas. I tak, jak ufamy lekarzom, gdy idzie o nasze leczenie, tak samo musimy zaufać im teraz, gdy chodzi o tą sytuację. Nasza miłość i odpowiedzialność wyraża się w respektowaniu zaleceń. To właśnie taki powinien być motyw naszej izolacji, pozostania w domu, nie wychodzenia do sklepów czy nie odwiedzania się. Chodzi o dobro wspólne. W tym duchu też musimy widzieć nasze zgromadzenia liturgiczne. Taki jest motyw choćby zawieszenia udziału wiernych w liturgiach papieskich. Franciszkowi chodzi o troskliwą miłość do tych najuboższych, najbardziej narażonych. On patrzy szerzej, swoim pasterskim wzrokiem.
Jeśli, szanując dobro wspólne, przestrzegając zaleceń, mamy możliwość uczestniczyć w Eucharystii, to dziękujmy Bogu za tą łaskę. Ale z drugiej strony, jeśli musimy pozostać w domach, wiemy że nie uda nam się być w tych pięciu osobach, albo po prostu oddamy to miejsce innym spragnionym, to odkrywajmy w tym naszą duchową ofiarę dla braci, odkrywajmy w tej tęsknocie i niespełnieniu dar naszej miłości, troskę o słabych, zalęknionych, walczących z epidemią. Odkrywajmy naszą izolację jako dar dla Pana. Tylko światło miłości do Jezusa obecnego w bliźnich może osładzać tęsknotę za Panem w Eucharystii. Byłoby dramatem, gdyby kwestia udziału we Mszy lub pozostania w domu stała się motywem sporów i podziałów, zamiast zrozumienia i wzajemnego wsparcia.
Hojna łaska poszerzania horyzontów
Jeśli Pan, który zawsze działa, w tym czasie jeszcze hojniej udziela swojej łaski, to myślę ta hojność wyraża się w tym, że zmusza nas aby stawiać pytania o głębię liturgii: w czasie gdy nasze schematy, przyzwyczajenia i rutyna trochę się zachwiały, musimy pytać o prawdziwy sens Eucharystii. Może to ten czas łaski, w którym odkryjemy, że liturgia ograniczona do kościelnych murów to stanowczo za mało dla Pana. On chce, aby jej duch ogarnął świat! Pierwszym tego krokiem jest miłość do bliźnich, troska o siebie nawzajem i solidarność w działaniach na rzecz pokonania epidemii. Może ten czas jest nam dany, abyśmy latami celebrowane liturgie przekładali na życie, aby miłość przyjmowana stała się teraz konkretem naszej codzienności, ale nasze domy stały się miejscami modlitwy. Może to jest paradoksalna łaska Pana!
Wiele tych „może”, ale nie może być inaczej, kiedy stajemy wobec tajemnicy Boga. Wszelkie „na pewno” i „ja wiem” ryzykowałyby zamknięciem Go w nasze schematy. Szukajmy więc modląc się i podejmując refleksję nad tym etapem historii zbawienia, który został nam dany.