W ubiegłym tygodniu stanęliśmy jakby w martwym punkcie. Jedyną drogą wyjścia z tragicznej sytuacji oblubienicy było ponowne ogołocenie jej, pokazanie jej prawdy o niej samej, pozwolenie, aby doświadczyła konsekwencji swojego wyboru, aby poznała zło swego postępowania. Tylko wtedy na nowo mogła zobaczyć, że wierny Bóg kocha ją bezustannie. Tylko w swojej nagości mogła zobaczyć, że kocha On kocha ją za darmo, bez jej zasług, pomimo tego co uczyniła. Kiedy On jednak zgadzał się na to konieczne dla niej upokorzenie, ona widziała w tym raczej zło: karę albo zemstę zamiast tej wielkiej miłości. Dlatego Bóg dał jej niesamowitą obietnicę:
Ja jednak wspomnę na przymierze, które z tobą zawarłem za dni twojej młodości, i ustanowię z tobą przymierze wieczne. Odnowię bowiem moje przymierze z tobą i poznasz, że Ja jestem Pan, abyś pamiętała i wstydziła się, i abyś ze wstydu ust swoich nie otwarła wówczas, gdy ci przebaczę wszystko, coś uczyniła – wyrocznia Pana Boga. (Ez 16,60.62-63)
To co się od tego momentu zaczęło wydarzać przerosło oczekiwania wszystkich. Bóg już nie czekał, aż oblubienica sama zrozumie, że to utrapienie jest dla niej dobre, że prowadzi ja na nowo do tej życiodajnej relacji. Nie moralizował i nie mówił, że musi się poprawić. Nie tylko dał jej drogę wyjścia czekając na jej powrót. Wręcz przeciwnie, On w swojej szalonej miłości sam wszedł w jej sytuację. Jako niewinny wziął na siebie konsekwencje jej niewierności! To właśnie o tej miłości Benedykt XVI napisał, że miłość Boga jest tak wielka, że zwraca Go przeciwko Niemu samemu. Tak, tylko On potrafi tak kochać!
Święty Paweł ujął tą prawdę w ten sposób: „Jezus, istniejąc w postaci Bożej, nie skorzystał ze sposobności, aby na równi być z Bogiem, lecz ogołocił samego siebie, przyjąwszy postać sługi, stawszy się podobnym do ludzi. A w zewnętrznym przejawie, uznany za człowieka, uniżył samego siebie, stawszy się posłusznym aż do śmierci – i to śmierci krzyżowej.” (Flp 2,6-8) Ona (i każdy z nas) nie chciała dać się na nowo ogołocić. Strzegła swojej fałszywej godności lękając się że naga będzie odrzucona. On zaś dobrowolnie uniżył się i ogołocił! Sam, z własnej inicjatywy przeżył to co powinna przeżyć ona. On, szalony z miłości, zdradzony pocałunkiem i wydany w ręce jej kochanków. On, na krzyżu nagi, upokorzony, wyszydzony i wyśmiany przez nich!
Jednak właśnie uznany za wyrzutka tego świata, za niegodnego uwagi i miłości, uznany za przegranego i skreślony przez wszystkich – zmartwychwstał! On, w oczach innych widziany jako naiwny, nieżyciowy, bezsilny, zwyciężył! Właśnie przez swoje zmartwychwstanie pokazał oblubienicy, że w tym ogołoceniu, w całkowitej bezradności i niemocy kiedy nie próbował zasługiwać na miłość, kiedy nie ufał sobie (jak ona), ale Bogu – właśnie spotkał darmową miłość Ojca, która dała Mu nowe życie. Już nie życie które jest własnością (i które trzeba bronić i nieustannie potwierdzać swoimi sukcesami), ale życie darowane, którym można się cieszyć i które można darować.
A teraz jako Oblubieniec przychodzi do swojej oblubienicy nie tyle mówiąc, że nic się nie stało (to byłaby tania łaska). Przychodzi raczej mówiąc jej: przebaczam ci wszystko. Przeszedłem tą drogę za ciebie. Teraz już nie będziesz sama, ale tam gdzie spotkasz pustkę – Ja będę Obecnością; w twojej porażce – Ja będę Pocieszeniem; tam gdzie spotkasz cierpienie – Ja będę twoim Utuleniem, zaś w ciemności będę twoim Światłem. Kruchość, słabość, niewystarczalność to część twojego życia. Ale teraz nie musisz już przed tym uciekać. Przeżyłem ten krzyż za ciebie i dla ciebie. Teraz już wiesz, że nie będziesz sama. I pamiętaj, że kiedy mimo wszystko przestraszysz się, kiedy znów zwątpisz i uciekniesz do swoich kochanków, ja będę czekał gotowy ponownie przebaczyć! Bo kocham cię.
To jest sedno chrześcijaństwa. Wiara w to, że On kocha, za darmo. Że Jego miłość jest wierna, że nie zostawia nas samych. Tylko ten, kto uwierzy w tą miłość objawioną w Zmartwychwstałym może na prawdę godzić się na swój krzyż. Nie musi uciekać, szukać kochanków, promować siebie, pokazywać, że jest kimś zakładając różne maski. Kto uwierzy w tą miłość wie, że wszystko jest darem, że jego wartość mierzona jest nie tym co ma, co zrobił i co osiągnął, ale Miłością Boga objawioną w krzyżu. Kto uwierzy tej miłości zaczyna na prawdę inaczej żyć. Nie tak jak żyje świat ciągle szukający ciągle tego aby mieć więcej, nawet za cenę zatracenia siebie. Chrześcijanin ma moc żyć inaczej: w prawdzie i pokorze, bez masek i udawania, bez lęku o siebie i o swoją przyszłość. Ma tą moc, bo uwierzył Miłości.
Tylko ten, kto uwierzy w tą szaloną miłość, jest zdolny prawdziwie świętować Wielką Noc Zmartwychwstania. W jaki sposób? Spróbuję nieco podpowiedzieć za tydzień…
Mimo, że to wszystko jest dla mnie oczywiste, bardzo się wzruszyłam. Tak bardzo człowiek daje się omamić innym „kochankom”.
Wstyd mi za siebie… I za ludzkość…