Każde życie ludzkie nabiera nowego sensu w świetle tajemnicy Wcielenia. Pisałem o tym tydzień temu, a dziś chciałbym pójść o krok dalej i uzupełnić tamten wpis. Codzienność którą przeżywamy w zjednoczeniu z Bogiem jest nie tylko narzędziem zbawienia indywidualnego, osobistego. Ma ono także szerszy wymiar, dotyczy tych, pośród których żyjemy, o czym także przypomina sobór:
Świeccy, którzy mają czynną rolę do odegrania w całości życia Kościoła, nie tylko są obowiązani przepajać świat duchem chrześcijańskim, lecz są też powołani i do tego, aby we wszystkim pośród wspólnoty ludzkiej byli świadkami Chrystusa. (Konstytucja o Kościele w świecie współczesnym, Gaudium ed spes, 43)
Życie chrześcijańskie nie wyczerpuje się jedynie na tym, aby odnaleźć sens własnej codzienności w Chrystusie. Nie chodzi tylko o to, aby swoje życie odczytać jako trwającą historię zbawienia. Fakt, to jest konieczne, ale zatrzymanie się w tym miejscu, choć wygodne, byłoby wyrazem niezrozumienia chrześcijaństwa. Sam Chrystus nie stał się człowiekiem tylko po to, aby umrzeć i zmartwychwstać dla siebie, ale zrobił to dla nas i dla naszego zbawienia. Stąd rodzi się wielka misja dla każdego chrześcijanina.
Jest to misja bycia znakiem i narzędziem zbawienia dla tych, którzy zatracili sens życia, a może nigdy go nawet nie odkryli. Misja ta nie jest jednak czymś odrębnym od życia. W prawdziwie chrześcijańskim życiu nie ma podziału na czas pracy, odpoczynku i dawania świadectwa. Właśnie życie przeżywane w zjednoczeniu z Panem samo w sobie jest świadectwem i spełnianiem misji wobec tych, pośród których żyjemy. Sam Bóg wie, komu i kiedy taki znak naszego życia będzie potrzebny…
Dla zobrazowania choćby przykład sprzed kilku dni. Kiedy byłem na spotkaniu z młodymi ludźmi w ubiegłą niedzielę, jedna nastolatka opowiadała nam, że niedawno w rodzinie miała pogrzeb wujka. To co było istotne i na co zwróciła uwagę to fakt, w jaki sposób jej rodzicie przezywali to wydarzenie. Mówiła: ta moc i spokój, z jaką moi rodzice przeżywali to tak trudne dla nas wydarzenie było dla mnie wielkim umocnieniem i świadectwem. Podejrzewam, że ci rodzicie w czasie śmierci młodego człowieka i pogrzebu nie myśleli raczej o tym, żeby dawać świadectwo. Przeżywali to wydarzenie na taki sposób, jaki był im właściwy. Ale właśnie ich bycie sobą w tym momencie było umocnieniem dla ich córki.
W życiu nie chodzi o to, aby być herosem czy jakimś nadczłowiekiem. Sam wiem z własnego doświadczenia, że nieraz właśnie doświadczenie własnej słabości, zmagania się, upokorzeń czy porażek, które niesie życie – ale przeżywanych w nadziei, z Jezusem – stawało się znakiem dla tych, którzy także byli poddawani próbom. Dla innych znakiem może być pogoda ducha, radość czy szczery uśmiech. Ostatecznie pewnie po śmierci dowiemy się dla kogo byliśmy znakiem i w jaki sposób się to dokonało.
We współczesnym świecie nie brakuje cierpiących, zagubionych i poszukujących. Wielu z nich nie odwiedza już kościołów nie znajdując na to czasu czy nie widząc w tym sensu. Właśnie oni, nieraz nie zdając sobie z tego sprawy potrzebują znaku. Nie moralizowania, nie narzekania na ten świat, ale pokornego znaku codzienności przezywanej z Jezusem. Tak odkrywamy jeszcze głębszy sens chrześcijańskiego życia. Chrześcijanin już nie żyje tylko dla siebie. Tak jak życie Chrystusa, tak całe chrześcijanina jest życiem dla innych – znakiem i narzędziem zbawienia dla nich.
Zakończę prowokującym pytaniem papieża Pawła VI: Ludzie, choćbyśmy nie głosili im Ewangelii, będą mogli zbawić się na innych drogach, dzięki miłosierdziu Bożemu, ale czy my sami możemy się zbawić, jeśli zaniechamy jej głoszenia z powodu gnuśności, lęku, „wstydzenia się Ewangelii”lub kierowania się fałszywymi poglądami?
Dobrze Ks. Sławku zgadzam się ze wszystkim.
„Nikt z nas nie żyje dla siebie” Mamy więc głosić. Nastawać w porę i nie w porę.
Bóg wszedł w historię Narodu Wybranego i Bóg nieustannie wkracza w historię naszego życia – tylko trzeba mu otworzyć
Ale czy można „się zbawić”…?
KKK 1260: „Każdy człowiek, który nie znając Ewangelii Chrystusa i Jego Kościoła, szuka prawdy i pełni wolę Bożą, na tyle, na ile ją zna, może być zbawiony. Można przypuszczać, że te osoby zapragnęłyby wyraźnie chrztu, gdyby wiedziały o jego konieczności”.
Mnie też dają do myślenia słowa autora Listu do Hebrajczyków: „Bez wiary zaś nie można podobać się Bogu…” (Hbr 11,6).